Pracowicie
(jeden z moich typowych podwieczorków; kasza manna z kakao i borówkami...)
Od rana bardzo aktywnie. Śniadanie, przygotowanie drugiego śniadania, spakowanie się i w drogę na siłownię - wszystko zajęło mi nieco więcej czasu niż się spodziewałam, ale jest całkiem nieźle. Wczorajszy dzień uważam za bardzo udany mimo, że do południa siedziałam nie potrafiąc produktywnie spożytkować wolnego czasu. No ale przecież każdy ma czasem taki jeden dzień, kiedy tak zupełnie NIC mu się nie chce, a nawet jakby znalazł jakieś zajęcie, to i tak by stwierdził, że można odłożyć na jutro - bo przecież nie można cały czas działać na 200% mocy, trzeba móc się ''zresetować'' (no, ale nie częściej niż 2 razy w miesiącu :D).
Po pracy poszliśmy z TŻ do sklepu po zamówiony smartband CUBOT V1; TŻ był tak kochany, że zadzwonił i poprosił o odłożenie niebieskiej wersji; i całe szczęście bo zostały ostatnie dwie sztuki niebieska i szara :) Ogólnie nastawiałam się na kupienie tradycyjnego zegarka, ale kiedy zobaczyłam to cudo i poszperałam w internecie, to stwierdziłam, że jest dla mnie idealne. Dlaczego?
Standardowo oprócz godziny i daty pokazuje kroki, kalorie i pokonany dystans. Dodatkowo po sparowaniu z telefonem (wymagany jest android w wersji co najmniej 4.3 i bluetooth v.4.0) za pomocą aplikacji możemy monitorować naszą aktywność w ciągu dnia (smartband automatycznie przesyła dane na telefon), ustawiać cel, alarmy, dostawać powiadomienia o połączeniach i wiadomościach oraz monitorować sen i jego jakość (tej funkcji jeszcze nie miałam okazji przetestować). Urządzenie zaopatrzone jest w duży i czytelny ekran LED (jedyne do czego mogłabym się tutaj przyczepić to to, że jest słabo czytelny na słońcu - trzeba się nieźle wytężyć żeby dojrzeć godzinę), stylowo wykonaną bransoletę, która bardzo dobrze trzyma się na ręku oraz baterię która - według zapewnień producenta - powinna wytrzymać do 30 dni na jednym ładowaniu :) Ponadto producent podaje, że CUBOT V1 posiada IP65, więc urządzenie jest odporne na deszcz i mycie rąk (ale kto myje ręce aż tak 'wysoko'?), jednak nie nadaje do tego by zabrać je ze pod prysznic czy też na basen; no ale nie oczekujmy zbyt wiele (a już tym bardziej że zejdzie nam jeszcze z ręki i zacznie tańczyć makarenę :D).
Po jednym dniu użytkowania mogę powiedzieć, że jakość w stosunku do ceny (79 zł) stoi na wysokim poziomie, oferuje w zasadzie wszystko to co droższe smartbandy (np. xiaomi band 2, który można nabyć za 150 zł); a nie posiada jedynie funkcji pomiaru tętna. Jeśli komuś to nie przeszkadza, to może nabyć dobry sprzęt w dobrej cenie :)
Ale wracając już do wczoraj. Na godzinę 19 poszliśmy na występ Wojciecha Cejrowskiego "Prawo Dżungli''. Z początku byłam nastawiona trochę sceptycznie (Pana Cejrowskiego znam jedynie z telewizji, od czasu do czasu zdarzało mi się oglądać odcinki jego programu) ale, jak się okazało, całkiem niepotrzebnie :) Nie dość, że było zabawnie, to jeszcze dowiedzieliśmy się gdzie rozstawić obozowisko w dżungli (szukaj papug!), co jeść (jak już rozstawisz obóz przy papugach, to możesz je upolować, ale koniecznie obie, bo potem się nie wyśpisz), jak załatwiać swoje potrzeby (my po wizycie w toalecie myjemy ręce, a tubylcy ręce i piętę :D) tak by nie paść ofiarą jakiegoś dzikiego zwierza i długo by tak jeszcze wymieniać. Dwie godziny, które warte były 65 zł :) Został jedynie lekki niesmak do organizacji całego przedsięwzięcia. Otóż był problem z miejscami; niby były zarezerwowane, ale się okazało, że w naszym rzędzie akurat trafiło się 5 osób, które miały 'podwójne' siedzenia, to znaczy, że dwie różne osoby miały zakupione TE SAME miejsca - na szczęście problem został szybko rozwiązany.
Pora uciekać, pouczyć się trochę niemieckiego (czyt. poudawać, że czegoś się uczę) zanim TŻ wróci z siłowni, poczytać, zjeść kolację i uderzyć w kimono :)
0 komentarze: